, , | 0 komentarze

21.08 Zarya, czyli o wschodach i zachodach również...na wschodzie
UPRZEDZAM ! CHAOS nie-kontrolowany w tym notach...
Jestem w pociągu, jade już ponad 24 godziny. Do Kijowa pewnie jeszcze tylko 5h.
W przedziale mam starszą panią-babcie, jej wnuka i turystke. Wszyscy jedziemy do koncowej stacji, znaczy się Kijowa. Wszyscy wsiedliśmy w Wołgogradzie. Szczerze mówiąc, ten dzieciak jest dość denerwujący, ale mam nadzieje, ze to zniose...
trochę wspomnień z Zari.
Okazało się, że nie było tak źle, jak przeczuwałyśmy.
Zarja przyjeła nas dość miło:) Szczegolnie miło wspominać będę dzieciaki. Było ich ok 70, a najkochańsze to te najmłodsze. Już pierwszego dnia polubił nas te brzdące ( z wzajemnościa) do takiego stopnia, że w dniu naszego wyjazdu płakały. Nie wspominam już o masie prezentów od nich.

Poza tym w koncu wykąpałam się w Wołdze(w nocy i podczas dnia), zwiadziłyśmy muzeum Gagarina ( Gagarin w Saratowie konczył technikum, tu wyuczyl się na pilota), także park pabiedy, i inne. Miałam tez swoj mały debiut na scenie, bo wystapiłam w musicalu w dwóch piosenkach:D zainteresowanym moimi tancami tamze, moge pokazać video, ale upubliczniać i wrzucać na bloga, yt czy gdziestam go nie będę:p
22.08
To już jest (prawie) koniec
Rozwinięcie:
Danila- dziwny chłopiec, który pracował w Zarii jako 'starszyj vospitatel', okazał się dośc przydatny. Wziął sobie jeden dzien wolnego, tylko po to, by pokazać nm lepiej miasto. Nie dziwi mnie fakt, ze tak zachwala Saratów i chce go pokazać szczegolnie inostrancom. Jego matka, to zastępca burmistrza, odpowiedzialna za ta najważniejsza,nastarsza część miasta. Dzięki temu mieliśmy trochę przywilejów:D
*mieliśmy swojego własnego ( no nie tyle własnego, co pożyczonego od matki Daniły) kierowcę, który woził nas gdzie tylko chcieliśmy i czekał na nas:)
*zwiedziliśmy budynek, w którym zapadają kluczowe dla miasta decyzje, a sama pani wice-prezydent(tak to się chyba na polski tlmaczy...) ugościła nas w swoim biurze, obdarowała podarkami
*ciotka Daniły to dyrektorka i wlascicielka muzeum Gagarina. Tu tez przywileje. :) Trzeba przyznac, ze dla mieszkanców Saratowa niewątpliwą dumą jest fakt, że to własnie u nich uczył się i ukształtował pierwszy człowiek w kosmosie. Zaraz przed/po (niepotrzebne skreślić) Czernyszewskim jest on najznamienitsza osobowością związana z miastem. Samo muzeum – jak to więszość muzeów – było w miarę interesujące. Pani dyrektor baaaaaaaaaaaardzo miła, opowiedziała nam wszystko z różnymi szczegółami (jej mąż napisał 6 czy 7 książek o Gagarinie)
*zwiedziliśmy – oczywiście powołując się na panią – mamę Daniły (bez nazwisk:P)- najlepsze przedszkole w Saratowie oraz liceum. Nawet przyzwoite, ale w Krakowie znadzie się pewnie kilka lepszych:)
*polazłam tez znów do cerkwi. I znów zastałam chór. I tu muszę się znów przyznać- robią wrażenie te cerkiewne pieśni. Chórzyści mają cudownie czyste głosy, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w katolickim kościele usłyszała tak pieknie, czysto wykonane pieśni. Może od święta to się zdarza, a my w cerkwi byliśmy w poniedziałek!Zwykły dzień! Szok jak dla mnie...tymbardziej, że w połączeniu z wnętrzem cerkwi i zapachem kadzidła sprawiało to wszystko wrażenie, że jest się w innym świecie. HA, ale złośliwością losu jest, że prawosławni ludzie zazdroszczą nam katolikom naszych kościołów, naszych mszy i śpiewów. Coś w tym jest. Może to nie njlepsze porównanie, ale często, gdy ktoś ma kręcone włosy usiłuje je wyprostować, z kolei ten u którego są proste codziennie je kręci. Często mówimy, że coś jest lepsze, bo nie obcujemy ( ooo, jakie słowo) z tym na co dzień, widzimy to raz na jakiś czas, a może budzu się w nas zwykła ludzka zazdrość. Zazdrościmy tego, co nie jest nasze. A gdy już to osiągamy, bywa, że też nam się to nudzi. To tyle z wynaturzen i filozoficznych rozważań po 2 dniach podróży. Siedze właśnie na dworcu we Lwowie, jest 4.40 i czekam na jakis autobus do medyki...
*prócz cerkwi nasz kierowca zawiozł nas do parku pabiedy. Chyba najlepsze miejsce w Saratowie. Nie dlatego, że znajdują się tam maszyny, szołgi i samoloty (naturalnych rozmiarów) z czasow IIwojny św a także wioska narodowości zamiszkujących Saratów. Przede wszystkim można zobaczyć stamtąd praktycznie całe miasto!!!!Widok niesmowity. To wlasnie stamtąd ktoś pstryknąl fotę z saratowskim mostem i cerkwią, które wczesniej zamieszczałam.
*Daniła ugościł nas w swom domu i zaserwował (a raczej jego mama, on tylko odgrzał) rosyjskie dania i herbate. W końcu nasze żołądki poczuły dobre jedzenie i w konu można było użyć widelca i noża( w czayce i zarii ze względów bezpieczeństwa dzieci można było tylko łyżki wykorzystywać, uuuuuuuuuuuuużassss!)
______________

Poza tym ważna postcią w Zarii była pani z biblioteki. Nie bez przyczyny nosi ona nazwisko Puszkina. Drzemie, a raczej nie drzemie, tylko rozbrzmiewa na wszystkie strony, dusza artyski. Taaaa...typowa, niepokorna, roztrzepana osóbka z pięknym głosem i talentem malarskim. Pani Galja zapraszała nas na herbatki, śpiewała nam piosenki ( nam w sensie mi i yoyo), namalowała specjamnie dla nas pejzaze z wołga, a takż zdejmowała ze mnie złą energię nagromadzoną przed występem:) Dostałam od niej tez w prezencje rozentala:) Generalnie świetna kobitka.

Dzien mojego wyjazdu był bardzo miły. Prawie się wzruszyłam, kiedy ponad 20 najmłodszych dzieciaków, zaczęło płakac żegnajac się z nimi. Nie chciały nas puścić...Poza tym, pożegnalne piwo w saratowie z aiesecerami i naszymi ziomami z engelsa (miasto obok saratowa). O ironio, większośc aiesecerów pierwszy raz zobaczyłam własnie w dniu mojego wyjazdu...ale w sumie nie żałuje, bo reszta ludzi, których tu poznałam jest świetna.

A więc moja podróz na dziki i daleki Wschód dobiega konca. Miało być 2 miesiące wyszło troche mniej. Jakie wnioski, skargi zażalenia?

Będe nieskromna, bo stwierdze, ze wykazałam się wielką odwagą wyruszając sama w tak daleka podróż, bez znajomości ani jednego miasta, w których przebywałam. Pierwszy raz do rosji, sama, pociągiem. Przed wyprawą nasłuchałam się wiele przestróg, nie wiem, może miałam szczescie, ale generalnie przeżyłam i wracam w całym kawałku. Jednak wracam z pewną uwagą- nigdy nie należy liczyć na to, że w Kijowie zdobędzie się bilet na pociąg w tym samym dniu! Kijów jest be.

Dzięki tej podróży poznałam lepiej siebie i upewniłam się, że nie mam problemu z kontaktem z innymi ludzmi, nawet jeśli nie mówią moim jezykiem:) Poznałam też mnóstwo fajnych ludzi, z którymi będe tesknić. Bo może nie znamy się długo, ale przywiązałam się do nich...

Poza tym...dowartościowałam się! Dowartościowałam się i to bardzo, bardzo. Tyle miłych słów od wielu różnych ludzi nie słyszałam bardzo dawno. Fajnie jest poczuć, ze któs docenia to co robisz, lubi cię za to,ze jestes itp. itd.

Więcej zwierzeń- priv

Dziękuje za uwagę, chyba pojde po kawe....
Buziaki i do zoba w Krakowie!!!!!!!!!!!!

Historyczne zdjęcie. Z mostem saratowskim, którym zachwyciłam się jeszcze przed wyjazdem(patrz kilka postów niżej)

kanikuly, lalalalalalal....:)

, , , | 0 komentarze

Wrzucam moi drodzy czytelnicy:) większą ilość notek, spisywanych przeze mnie w ciągu tych dni. Wybaczcie, ze jest to taka ilośc, ale dzieje się tu wiele, tak w rzeczywistości cięzko jest to wszystko w dobry sposób opisać. Dlatego tez z góry przepraszam za wszelkie błędy stylistyczne i ogolny pewnie chaos w tych notatkach.:)miłej lekturki:)


31.07 Tu jest bardzo ciepło, bardzo sucho, ale fajnie:)
Pierwszy dzień – kochają mnie...
...głownie dzieci. Dzieci, których jest tu około 145, w wieku od 6 – 16-17 lat. Boje się, że jak bede wyjeżdżać to nie bedę się mogła zdecydować, które oświadczyny przyjąć;) Doczekałam się tez swojej pierwsze serenady, śpiewanej przez piłkarza Dynamo Moskwa. Jak mi się uda, to wrzuce video:D:D
Ale po kolei.
Pociąg, wspomniane 26-7h podróży. To była niewąpliwie jedna z moich najldłuższych podróży. Samej jest mi wciąż cięzko uwierzyć, że dojechałam tu w jednym kawałku, z takim bagażem, sama samiutka. Chyba to do CV powinnam wpisywać do 'umiejętności' tudzież 'osiągnieć'.
Sama podróż, choć bardzo długa, okazała się ok. Znów miałam wagon 'kupe', tym razem bez niespodziewanki w postaci grubego łysego pana. Jechałam cała drogę z dziewczyną, studentka z saratowa. Praktycznie wiele godzin przespałam, bo są tam wygodne 'polki'-łózka, do tego oczywiście czysta i świeża poście, nawet klima i takie tam, a kiedy trzeba 'pravodnica' cię obudzi.(znów okazało się, że pravodnice w kupe są świetne, bardzo miłe i pomocne- a może to ja mam tylko takie szczęscie. W każdym razie elegancko mnie pociąg do snu kołysał. Najgorzej było przy granicy ukr-ros. Na ukrainskiej byliśmy o 4 rano, staliśmy jakieś 45min, potem 1h do ruskiej strony i tam kolejne 45min. Ale było bezproblemowo, graniczna straz była dość miła jak na swoje warunki. (oczywista oczywistość,ze pytali gdzie i po co jade, ale generalnie na tym się konczyło)
W Saratowie czekało nam mnie 3 ludzi z AIESEC'a, którzy zabrali mnie swoja super maszyną do domu jednej z dziewczyn. Powitali mnie szampanem ruskim:D. Odnosiłam wrażenie, że się mnie trochę boją i nie wiedzą jak się zachowywać, ale potem już było ok. L'uba, u której spałam, pomogła mi załatwić wszelkie formalności związane z moją rejestracją, kupiłyśmy kartę sim ruskiego operatora( do tego potrzebny jest paszport ruski) i zawiozła do obozu „Chayka”.(oboz znajduje się ok 40min od centrum).
Sam obóz jest dośc duży, nie są to jakieś super luksusowe warunki, dzeci jest 145, dyrektor jest starszym panem, ale za to bardzo miłym.
Powitało mnie hasło: „we're so happy, that u're here! U can speak russian!:)” Taaaaak...Rzeczywiście jestem praktycznie jedyną osobą, która mówi tu po rosyjsku i angielsku. A to jest niezbędne dla kontaktu dzieci i 'władz' z praktykantami, czyli Dżichanem i Yoyo. A więc jest nas tu troje- chłopak z Turcji – Dżihan, przezabawny, dzięki niemu zrzucam kalorie przy śmianiu:D generalnie to bardzo wesoły typ, próbuje po rosyjsku cos mówić, nawet wydaje mi się, ze ma zdolności lingwistyczne, bo bardzo szybko łapie. Jest z nami jeszcze Chinka- Yoyo, wydaje się dośc skryta, ale można z nią pogadać, mimo że lubi infantylne gry komputerowe, w które ciągle gra ( ale mnie to nie dziwi, bo Chinczycy lubią takie rzeczy:p)Niestety Yoyo ma problemy z rosyjskim, bo jak wiadom w chinskim nie ma pewnych dźwięków, więc tym bardziej jej trudniej. Prócz naszej trójki ( mamy do dyspozycji swój wlasny domek:D),145 dzieciaków, są jeszcze opiekunowie i animatorzy, a także człowiek z Armenii(Szuren,wyznaje mi miłośc ok 10 razy na dzien:)), który w 2006 zdobył mistrzowsto rosji w zapasach.Więc jest z kim rozmawiać. :)
NAsza trójca : Cihan, ja(jesli ktoś mnie nie poznaje)i Yoyo


Drugi dzień tutaj, a już mi się wydaje, że jestem tu tydzien.Atmosfera jest fajna i chyba dlatego szybko się tu zadomowiłam:)

Jestem trochę w szoku, bo gdzie się nie pojawię, to praktycznie wszyscy z obozu mówią mi, że czekali na mnie i cieszą się, że przyjechałam. Bardzo mnie cieszy to jak mnie przyjeli, dzieci – słodziaki, przynoszą mi jabłka, które zrywają w obozowym sadzie:D. Generalnie wszyscy są ciekawi jak to się stało, ze tu przyjechałam, dziwią się, że taką drogę przebyłam sama i takie tam.

Jednyne co mi tu tak srednio pasuje, to jedzenie. Typowo po rusku- tłusto i dużo ziemniorów. Ziemniaki z kotletem, ziemniaki z mlekiem, ziemniaki z tym,tamtym, ziemniaki pure, ziemniaki z ziemniakami posypane ziemniakami. Ale tak czy inaczej, tu jest tak ciepło, że nawet nie chce się jeśc, tylko pić, pić, pić....A popos picia: wczoraj męska, pełnoletnia część obozu, podczas 'powitalnego picia' :D uczyła mnie ruskich przekleństw. Nie wiedziałam, że mają tego aż tyle. Nawet Dżichan przyłączył się do nauki 'russkiego mata'

Generalnie robie tu za tłumacza. Szkole swoje umiejętnosci synchronicznej translacji:D hjehjehje. Wczoraj był mój publiczny debiut; podczas konkursu „Mister of Chayka”. Dżihan opowiadał zagadkę matematyczna na scenie, a ja oczywiście musiałam tłumaczyc na rosyjski.:)
Tak czy siak, jest tu fajnie, dziś byłam w sklepie, wieczorem jest konkurs „miss chayki'.

No to mykam.

2.08.2000000000009
pogoda niezmienna, gorąco. Z grubsza obeszlismy centrum Saratowa, przeszliśmy głową ulica, zrobiliśmy zdjecia z puszkinem, czernyszewskim i dwoma leninami. W tym, jeden lenin jest ogromniasty i stoi na ogromniastym, głownym placu. Najbardziej mi się podoba tu cerkiew, z roznokolorowymi kopułami> trafiłam tam akurat na nabozenstwo z cerkiewnymi śpiewami. Bylam pod wrazeniem. Procz tego Wolga jest rzeczywiscie gigantyczna rzeka. Dunaj przy niej jest mlodszym bratem:). Czasem, zeby przejechac ten most, potrzeba więcej niż 1h.;)

Dobrze, ze mieliśmy swojego własnego przewodnika po saratowie. Spotkaliśmy ja przypadkiem w obozie, odwiedzała kogoś, no i tak jakos się zagadaliśmy i zaproponowała, ze nam pokaze najwazniejsze miejsca.:) Faktycznie, rosjanie są bardzo gościnni. Jako obcokrajowcy wzbudzamy tu zainteresowanie, niektóre panie czestuja nas np. w autobusie owocami:)
Poza tym najlepszą rzecz, która usłyszałam od dzieciakow tu to: „czy dżichan to twój mąż?” i „czy masz dzieci?” :D


Znalazłam tez wśród dzieciaków sobowtóra Maksa! Szoooooooook, Maks , jakieś 14 lat temu, w wersji rosyjskiej (czyli Siergiej) wygląda tak:





5.08
Dni leniwie płyną, a obóz w Czajce powoli zbliża się do konca. Dzieci opuszcza go 8.08, a my z Yoyo mamy przenieśc się wtedy do innego obozu. Jakiego- tego dowiemy się dziś, bo wybieramy się na rozmowę z dyrektorem. 10.08 opuszcza nas tez Dżichan.

Poza tym, wczoraj byla tzw 'zarnica', wstaliśmy wraz ze wschodem słońca i odbyła się gra terenowa. Przypomniały mi się stare dobre czasy harcerskie, kiedy to biegaliśmy po lasach, zdobywaliśmy punkty i wszystko było takie beztroskie....eh.to były czasy;)...no może musztry nie wspominam już tak miło (w czajce tez była), chyba, że to ja ja prowadziłam:D
W Czajce codziennie jest dyskoteka. Codziennie tez na tejże dyskotece są praktycznie te same piosenki. Myślę, że po powrocie do Polski, bedę je nawet nieświdomie podśpiewywać:D
Pogoda się uspokoiła, choć nadal jest ciepło, to jednak już nie są takie upały jak wcześniej.
Zweryfikowałam swój pogląd na dziecięce gry Yoyo. Są bardzo fajne, szczegolnie wieczorami. Niewątpliwie intergacja aiesec'erów przy pomocy tych gier to świetny pomysł. :) to chyba lepsze niż picie:D hehehe
Od dwóch dni odwiedza nas kundel. Takich bezpańskich psów jest wiele w rosji, włączą się w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Nie tylko w Moskwie, ale i w takim Saratowie można je spotkac na każdym kroku. Ten, który przychodzi do obozu, jest bardzo łagodny, cały biały. Dzieci nazwały go Garfield, choć nie wiem co w nim jest z rudego, grubego kota:) Fajny piesek, tylko zaniedbany. Gdybym mogła, zabrałabym go ze sobą do Polski.

6.08
no to pojechaliśmy zobaczyc drugi oboz. Obóz „zarja” nie tylko pogoda nam nie sprzyjała ( po tym jak wysiadłysmy z busa, lunął ogromny deszcz, a my bez parasolek wyglądałyśmy jak zmokłe kury), ale także i sam obóz nie zachwycił. O ile w 'Chajkie' wszyscy powitali mnie z „super, ze jestes, czekaliśmy na ciebie”, o tyle w 'Zarje' pierwsze co usłyszałyśmy to „jak macie na imię i co mozecie nam zaoferować”.bla, bla bla....walczymy o to, by przeniesli nas do innego obozu.nie wiem czy będzie to mozliwe.choc śmiem twierdzic, ze istnieje wiele argumentów przemawiających na nasza korzysc. Pożywiom – uvidim:)

Samowolka marszrutek w Kijowie jest porównywalna z samowolką marszrutek w Saratowie. Dodatkowo, aby dostac się do centrum miasta, należy przejechac kawałek autobusem. Uoh.Nie kupujesz tu biletu w automacie, kiosku czy u kierowcy. Tu kupujesz bilet u konduktorki (czy jakkolwiek to nazwać), która łazi po całym autobusie. I nie ma, że na gapę. Wszyscy kupuja. Choc trzba przyzanać , ze bilety maja tanie.

11.08
No i cóż. Opuściliśmy Czajke. Zdecydowanie wszystko co dobre szybko się kończy.a już nie wspominam, ze coś co jest bardzo dobre, konczy się bardzo szybko.O zdecydowanie za szybko. Dzieci wyjechały, zostawiając nasza świętą trójce praktycznie samą w całym obozie. Część dzieci pojechało już w piątek, część w sobote. Niektóre podarowały nas prezenty od serca, wykonane własnoręcznie.Czyż to nie urocze?:)Co więcej, kilka wypłakiwało się w moje ramię. Czajka bez dzieci i i wrzasków, śpiewów, bójek i wszelkiec dziwactw była jakas inna, chyba za spokojna. Nie miał nam kto jabłek przynosic z pobliskiego sadu:p
Przez to osamotnienie postanowiliśmy zrobić małe party. Nie bede wnikac w szczegoły tychże, bo jak jest na rosyjskich ogniskach i imprezach, to każdy może się domyślić:) W kazdym razie było 'zajebejszyn' – to neologizm ze slangu młodziezy rosyjskiej ;D

W poniedziałek raniutko razem z yoyo pojechalysmy do Zarji, zostawiając Cihana samego.
Zarja - o dziwo- przyjęła nas o wiele lepiej niż się spodziewałysmy. Głównym tematem obozu jest telewizja, każda grupa ma swój kanał telewizyjny i generalnie wszystko się kręci wokół tv.poza tym nie jest źle.:) Przywitali nas jak vip-ow, miałam przemowę na otwarciu obozu, dzieci obskoczyły nas i całymi hmarami chodziły przylepione do nas. Wieczorem odbyła się konferencja prasowa na której oczywiście to my byłysmy pod gradobiciem pytan. Tym razem obyło się na szczescie bez ; czy jestes żona Cihana lub czy masz dzieci?:)
Po tym wszystkim postanowiłyśmy zrobić niespodziankę Cihanowi i pojechłyśmy na lotnisko do centrum o 00.00. Niespodziewanka się udała, Cihan był w wielkim szoku, kiedy przybyłysmy na miejsce;)

pożegnale zdjęcie na gigantycznym saratowkim lotnisku (tak saratow ma swoje lotnisko)



Oczywiście wszyscy tęskimy za cihanem, ale mysle, ze już niedługo pojedziem ( lub pojade) do Antali. To postanowione:)


Pozdrowienia, planowany mój powrót do polski 20-22.08. Buziaki
Dominiczka tęskni:)